czwartek, 1 września 2011

KONIEC?

Wyprawa zakończyła się we wtorek 30 sierpnia. Ale czy aby na pewno? Pozostaną same dobre wspomnienia. Bałkany nas urzekły, już planujemy powrót do miejsc, które odwiedziliśmy, jak i do tych, których z różnych względów zobaczyć nie mogliśmy. Dziękujemy wszystkim za okazane nam pozytywne emocje, pomoc, transport, gościnność, opowieści o odwiedzanych miejscach, serdeczność i otwartość. Teraz szykujemy dla Was rzetelną relację z tripa, której pierwsza część znajduje się poniżej. Mamy nadzieję, że zachęci Was ona do poznania Bałkanów nie tylko z kart książek i stron internetowych, ale do wyjazdu w te piękne i gościnne rejony. Miłej lektury!  Pozdrawiamy!
**********************************************************************************
Warszawa, 4 lipca, 7 rano. Stoimy na Dworcu Zachodnim czekając na spóźniony już o godzinę autobus do Rygi. W końcu wtacza się on powoli na przystanek, ładujemy plecaki do luku bagażowego i montujemy się na wyznaczonych miejscach. Dookoła słychać głównie rosyjski, chociaż na pokładzie oprócz Rosjan są też Łotysze, Estończycy i kilku turystów z Polski. Uwagę zwraca olbrzymi Rosjanin z ramionami wytatuowanymi w przeróżne drapieżniki – wilki, niedźwiedzie, tygrysy – istne zoo.

Większość podróży przesypiamy. Późnym popołudniem wjeżdżamy do Rygi. Wizyta w kantorze, kafejce internetowej i zwiedzanie starówki połączone z wypatrywaniem miejsca na nocleg. I tu pierwsze rozczarowanie. Parki Rygi mocno różniły się w rzeczywistości od naszego wyobrażenia o nich – czyste, zadbane, bez zarośniętych krzakami zakamarków, niektóre nawet zamykane na noc – po prostu nie nadawały się do uskuteczniania dzikiego campingu. Niezrażeni tym ruszyliśmy nad rzekę by podziwiać słońce zachodzące nad Daugavą. Z mostu zauważyliśmy po drugiej stronie rzeki szerokie bulwary przecinane co raz skwerami. Na jednym z takich skwerów rozbiliśmy nasz namiot. Lokalizacja perfekcyjna – z dala od hałasu ruchu ulicznego, blisko wody, z pięknym widokiem na starówkę.







Następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy na zwiedzanie Rygi. Dzień wcześniej dostaliśmy na dworcu autobusowym broszurki turystyczne i mapki, więc szybko obeszliśmy największe atrakcje. Dzięki uprzejmości pracowników Riga Magic Sand Castle nie musieliśmy truchtać po starówce z naszymi 25 kilogramowymi plecakami.  Znaleźliśmy też dwa mniej lub bardziej rodzime akcenty – dwujęzyczną tablicę upamiętniającą studia Ignacego Mościckiego na Politechnice Ryskiej i „Pałac Kultury” górujący nad niską zabudową starego miasta – betonową pamiątkę po radzieckiej władzy.





W Rydze spróbowaliśmy lokalnego piwa Aldaris – litrowa puszka ozdobiona jest panoramą Rygi a zawartość opakowania smakuje wybornie.




Wieczorem pożegnaliśmy stolicę Łotwy i ruszyliśmy na lotnisko. Samolot AirBaltic wyruszył planowo i po kilku godzinach bezpiecznie wylądował w Tbilisi. Wyszliśmy z terminalu i od razu trafiliśmy na natrętnego taksówkarza, który długo jechał obok nas na jedynce strasząc nas przez otwarte okno dzikimi psami, rozbojami. Postanowiliśmy jednak zaryzykować życie i przespać się na łące naprzeciwko terminalu, która nie zdradzała żadnych ze strasznych niebezpieczeństw wymienionych przez kierowcę.
Jak się okazało, już pół godziny później mieliśmy nasz pierwszy kontakt z gruzińskimi służbami mundurowymi. Namiot zaczęliśmy rozbijać o 2 w nocy naprzeciwko dość okazałego budynku. Po drugiej stronie ulicy, jakieś 200 metrów od nas kręcił się policjant-wartownik palący papierosa za papierosem. Kiedy zauważył światełka naszych czołówek, natychmiast wezwał wsparcie i po chwili przyglądało nam się 3 mundurowych. Postanowiliśmy uprzedzić atak i wyszliśmy z zarośli z szeroko uśmiechniętymi twarzami tłumacząc po rosyjsku, że jesteśmy studentami z Polski i że tylko co przylecieliśmy a że jest już późno chcemy przenocować  na łące w namiocie. Słowo „Polsza” ma w Gruzji dużą moc  - policjant skwitował nasze tłumaczenia krótkim OK.

Dzień zakończyła skromna kolacja. Podjęliśmy decyzję, że z samego rana jedziemy do Kazbegi, zwiedzanie stolicy pozostawiając na czas po zdobyciu Kazbeku. Szybko zasnęliśmy na spokojnej łące, pod czujnym okiem stróża prawa.




Dlaczego wyprawę do Gruzji rozpoczęliśmy z Rygi? Zadecydowały względy ekonomiczne – lot z Rygi zabukowany pod koniec kwietnia kosztował nas niecałe 400 PLN, dojazd do Rygi to wydatek rzędu 60 PLN. W porównaniu cen z lotami z Kijowa lub Warszawy Ryga zdecydowanie wygrywa. Do tego dojazd na lotnisko jest prosty i tani – autobus 22 jeździ z centrum bardzo często, a bilet kupiony w kiosku kosztuje tylko 0.5 LT.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz