poniedziałek, 18 czerwca 2012

Z GRUZJI DO TURCJI

Z takim to ekwipunkiem opuściliśmy Gruzję. Udało nam się złapać stopa w postaci tureckiego autobusu, na pokładzie którego przekroczyliśmy granicę. Mimo, że na początku zaznaczaliśmy, że podróżujemy autostopem i nie mamy pieniędzy, kierowca chciał nas podle wykiwać. Za podwiezienie nas na odcinku ledwie kilkunastu kilometrów zażądał 20 dolarów od osoby. Najlepsze jest to, że nie był to autobus kursowy, ale autokar turystyczny, nie miał żadnego oznaczenia kursu, na dodatek nie wiózł poza nami pasażerów i był w środku cały obłożony folią i kartonami, dlatego oczywiste było, że facet chce sobie po prostu na nas dorobić. Kiedy stanowczo odmówiliśmy, chciał nam zabrać bagaże. Spokojnie i bez nerwów wytłumaczyliśmy mu, że nie zapłacimy mu takiej kwoty. Niski, chudy facecik zaczął nas szarpać za plecaki i ręce, ale nie daliśmy wyprowadzić się z równowagi. Na szczęście kilku kierowców przejeżdżających obok zatrzymało się widząc niecodzienną scenę i stanęło po naszej stronie. Korzystając z zamieszania wepchnęliśmy kierowcy w kieszeń kilka dolarów i mimo jego oburzenia po prostu odeszliśmy. Od tamtej pory zawsze zaczynaliśmy rozmowę z zatrzymanymi kierowcami od frazy „para nikst” oznaczającej po prostu „nie mamy kasy” :) Nie był to koniec niepowodzeń tego dnia. Utknęliśmy na zupełnie nieuczęszczanej drodze, jedynym budynkiem w zasięgu wzroku był warsztat wulkanizacyjny, na dodatek zaczęło padać. Schroniliśmy się pod daszkiem warsztatu, który po kilku godzinach opustoszał. Naszym towarzyszem w tych ciężkich chwilach był wielki czarny pies, który przypałętał się do nas z nikąd. W strugach deszczu rozbiliśmy namiot, co sprawiło wielką radość psu – skakał dookoła i próbował się z nami bawić, na co jednak nie mieliśmy w tych okolicznościach ochoty i po prostu poszliśmy spać. ____________________________________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz